poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Policja, pieniądze i ofiary śmiertelne, czyli podróż w fiordy

Koleś o niebezpiecznie brzmiącym imieniu podrzuca mi pod nogi w pół zamarznięte połowy barana, mówiąc “pokrój to” z większą lekkością niż “dzień dobry” albo “poproszę szklankę zimnego piwa”, jakbym była znanym na Islandii rozkrajaczem niewinnych, martwych zwierząt na części o profesjonalnych nazwach typu żeberka. No i on rzuca tym mięsem, a ja potem rzucam słowiańskie słowa na k i p, które prawie każdy nawet Niepolak zna, czemu w sumie nie ma się co dziwić, bo jakie inne słowa lepiej wyrażą i rozładują frustrację, np. w sytuacji, gdy okazuje się, że zwykły nóż kuchenny wcale nie radzi sobię z przekrajaniem takich randomowych rzeczy jak żebra albo kręgosłupy. 

poniedziałek, 24 lipca 2017

Czemu warto pisać ładnie w CV

Osz kurde, jaka moc słowa jest duża. Ileż można nim zadziałać. Serio. Na przykład taka niezwykła sytuacja: siedzę w szarym dresie na trawie przed domem. Niby kurde nic, nuda, Wam nie chce się czytać, mi jest wstyd i ogólnie czas rozejść się do domu. Ale przecież da się inaczej! O ile ciekawiej byłoby przyoblec strój ludowy w kolorze ujmującym acz nieokreślonym, usiąść na soczystozielonym darze Matki Ziemii, co to urodzaj jego niepojęty tuż przy mej ostoi wzrasta, gdzie bezpieczna budzę się i zasypiam. 

czwartek, 6 lipca 2017

czwartek, 11 maja 2017

Gdzie ja jestem?

Nie da się ukryć, że po tych dziewięciu miesiącach Malta spowszechniała nam do rangi Cigacic. Okazuje się, że nawet wśród palm bardzo łatwo można wpaść w tunel powietrzny Praca-Dom, z którego ciężko się wydostać. Codzienne problemy (np. nierówna opalenizna), które w sumie były do przewidzenia, dopadają nas od czasu do czasu odwracając nasze głowy od tego, że tu miało być inaczej, no bo palmy i ciepło.
Czy było warto?

czwartek, 13 kwietnia 2017

O tym, jak nie kupować przez internet

Przez gęste, leniwe powietrze czwartkowego popołudnia przedarł się mój soczysty okrzyk („KURRRRWA!”), nie jeden raz, ani nawet nie dwa, nadając jednemu z maltańskich osiedli trochę wschodnio-europejski klimat. Przyznam, że to było moje pierwsze tak mocne poirytowanie Maltą. Padały różne określenia tego kraju, począwszy od ukształtowania terenu ( „ja pierdole, co za jebana dziura”), pokusiłam się również o skomentowanie roli Malty w Unii Europejskiej, jednocześnie opisując ludzi, którzy tu mieszkają („to jest kurwa unia?? Dziura w skale z zacofanymi żydami”), jednak poczułam, że opinia na temat mieszkańców musi zostać rozwinięta przez powołanie się na sytuację ekonomiczną jednostki („centa przy dupie nie uchowasz, bo spocone hieny tylko kurwa czekają, aż coś ci upadnie”), kończąc na informacji o pogodzie („mózgi im słońce wypaliło czy jaki chuj”).
Wszystko zaczęło się od tego, że, jak pewnie większość już wie, kobiety są wymagające. 

wtorek, 21 marca 2017

Minusy życia na Malcie

Miałam wprowadzić merytorykę do mojego bloga i opowiedzieć coś o zakładaniu swojej działalności na Malcie, ale tak się składa, że dzisiaj pykło 8 miesięcy jak tutaj mieszkamy. Biorąc pod uwagę moje wszystkie wyjazdy za granicę w celu życia na zawsze, z których najdłuższy trwał jakieś 3 miesiące - pobijam rekordy (ohoho, WSZYSTKIE wyjazdy ZA GRANICĘ, brzmi conajmniej jakbym zwiedziła 60% świata, zahaczając o kraje dotknięte ubóstwem i zagładą, gdzie nauczyłam się czym jest życie i ciężka praca, by móc potem za ciężko zarobione pieniądze przenieść się do kraju innej waluty i zaczerpnąć życia o takim levelu, gdzie problemem wagi ciężkiej jest wybranie miejsca, w którym półnadzy mężczyźni kopaliby dla mnie basen, ale nie, byłam tylko w Niemczech). 

środa, 8 marca 2017

Nowa, lepsza Malta



W związku z tym, że po raz pierwszy dostaję komentarze, których autorem nie jest ani moja najbliższa rodzina, ani Andrzej, chciałabym publicznie usprawiedliwić się, dlaczego tak rzadko piszę. Otóż ostatnio taka piękna, soczysta wena dopada mnie tylko po dwóch piwach – co jakoś dałoby się jeszcze znieść. Czasami mogę się poświęcić i wypić dwa piwa przed kompem. Ale niestety też z czasem ciężko, mimo, że od 2,5 miesięcy jestem bezrobotna.
  • coo? Rzuciłaś taką dobrą pracę?? Boże co teraz będzie. A jak nic nie znajdziesz?? A jak Andrzej straci pracę?? Może znajdziesz coś podobnego. Albo lepszego? - oczywisty komentarz mojej mamy.
Za każdym razem gdy wdrażam ją w szokujące szczegóły mojego życia, jej reakcja zawsze zaczyna się od niedowierzania, łagodnie przechodząc w mroczne wizje przyszłości z brutalnym zakończeniem, koncząc wypowiedź naiwną nadzieją. Że, na przykład, jednak obudzi we mnie człowieka biznesu, którego nieoderwalnymi niczym trójząb od Posejdona atrybutami są biurko i komputer. Nie lubię jej okłamywać, ale z reguły to robię, by zmniejszyć choć trochę tragizm fazy drugiej jej wypowiedzi.
  • Nie, mama, raczej nie. W sumie, to mam inny pomysł.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Niemiecki + istota wszechrzeczy = schabowe



Siedzę na niemieckim i zastanawiam się, o czym napisać na blogu. Od tej myśli całkiem luźno przechodzę do zastanawiania się nad sensem życia. Zaczęło się od określania podwalin człowieczeństwa i godności, rozpoznawania granic między odwagą a głupotą, przechodząc do głębokiej jak na warunki, w których siedzę, analizy sytuacji społeczno-gospodarczej każdego kraju UE, by na koniec zdecydować, że muszę kupić tłuczek i zrobić schabowe.

Nie to, że niemiecki mnie nie interesuje.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Uwolnienie Wojowniczki

Zaczęło się obiecująco, bo sypnął papierami o wartości połowy mojej wypłaty, argumentując to słowami:
  • umiesz powiedzieć “nie” i to mi się podoba - słysząc to trochę się zawahałam. Bo jaki scenariusz może kryć się za takim wstępem?

No dobra, tak na serio to zawahanie było tak krótkie, że nikt go nie zauważył. Wyciągnęłam rękę po kasę i podziękowałam tak grzecznie, jak to mama mnie zawsze uczyła, żeby dziękować:
  • dziękuję.
  • tylko schowaj do kieszeni zanim wyjdziesz, żeby Tamten nie zobaczył - dodał, gdy wstawałam, nadając sytuacji charakter niemalże prywatny.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Mejdej!

Za około pół godziny lądujemy, więc można już zobaczyć przez okna światła miast. Obserwuję je, rozluźniona na tyle, na ile można być rozluźnionym w samolocie. I nagle czuję, jak samolot opada. Raz, drugi, trzeci. W ciągu sekundy zrobiło mi się gorąco, łzy napłynęły mi do oczu, chwytam Andrzej za rękę i mówię częściowo do niego, częściowo do fotela przede mną “spadamy”...