poniedziałek, 24 lipca 2017

Czemu warto pisać ładnie w CV

Osz kurde, jaka moc słowa jest duża. Ileż można nim zadziałać. Serio. Na przykład taka niezwykła sytuacja: siedzę w szarym dresie na trawie przed domem. Niby kurde nic, nuda, Wam nie chce się czytać, mi jest wstyd i ogólnie czas rozejść się do domu. Ale przecież da się inaczej! O ile ciekawiej byłoby przyoblec strój ludowy w kolorze ujmującym acz nieokreślonym, usiąść na soczystozielonym darze Matki Ziemii, co to urodzaj jego niepojęty tuż przy mej ostoi wzrasta, gdzie bezpieczna budzę się i zasypiam. 

No trochę lepiej. Jest nadzieja na to, że zaraz stanie się coś fascynującego, czy coś.

Spoko jest to, że każdy z nas może być powieściopisarzem i stać się na chwilę niepohamowaną metaforą własnej wyobraźni. Na przykład pisząc CV. Jestem pewna, że wiele osób kojarzy ten dreszczyk emocji przy pisaniu CV, gdzie jego wena twórcza osiąga taki poziom, że Stephen King przechodząc i widząc, co tu się właśnie tworzy, pytałby, czy by kurde nie dało się ogarnąć korków, czy innego mentoringu, z hasłem wiodącym “jak pisać zajebiście”.
Właśnie, jak pisać zajebiście? Ja jeszcze nie wiem, aleeee jak przychodzi pisać CV, to drżyjcie Wielkie Eseje!

Zazwyczaj zauważam kilka etapów pisania swojego życiorysu:
„Ooo ale tu napiszę teraz!”- nagły skok energii, wiara we własną twórczość, wena, jakiej na codzień się nie doświadcza. Masz wrażenie, że możesz wszystko. Piszesz i oczom własnym nie wierzysz, jaki jesteś zajebisty.
„Kurde, przegięłam.” - energia spada, organizm wycieńczony podnieceniem ogarnia, co tu się właściwie dzieje. To jest bardzo ważny etap, dzięki któremu zdajesz sobie sprawę z tego, że powoli zaczyna się powieść fantasy i może jednak trzeba zmienić niektóre elementy w dziale “doświadczenie zawodowe” albo “umiejętności”.
„...ale jakby tak się zastanowić, to to przecież prawda” - faza dość niebezpieczna. Od słowa pisanego do rzeczywistości jest tak długi i skomplikowany ciąg logiczny, że nawet Tobie zajmuje chwilę, by dojść do tego, że to w sumie prawda.

Grunt to zachować umiar i nazwać rzeczy po najkorzystniejszym imieniu.
Jak zrobił to Andrzej w meilu skierowanym do wszystkich farmerów na Islandii?
Otóż, główni bohaterowie: Ona, wymiata w kuchni na poziomie profesjonalisty, Magda Gessler to przy niej zagubiona dziewczynka. Jedną ręką piecze ciasto, drugą robi kawę, malując z piany portret zamawiającego, bo czemu nie. Nawet w wolnych chwilach zajmuje się czymś tak nietuzinkowym, jak rzucanie gliną o koło garncarskie, żeby móc swoje wykwintne dania serwować na własnej zastawie. Bo może.
On - jest taki zajebisty, że umie wszystko. Usiądź wygodnie w fotelu, zamknij oczy i pomyśl o ostatniej rzeczy, która Cię wkurwiła, “bo nie dało się jej ogarnąć”. On przyjdzie i ogarnie. Ogólnie czytasz i pytasz sam siebie, czemu Jego jeszcze nie ma na Twojej farmie. Czujesz się frajerem, masz ochotę na odpoczynek, więc co, odpisujesz na meila. Że hired.

Wtedy dopiero pojawiły się u nas wątpliwości.
  • Andrzej, oni chcą, żebym została kucharzem w ich kuchni. Kucharzem. Oni myślą, że umiem gotować. - olśniło mnie. Jestem wręcz zaskoczona. Uświadamiam sobie, że jest różnica pomiędzy “umiem zajebiście gotować i mam w tym doświadczenie” a tym, że “pracowałam parę miesięcy w KFC, wyciskałam soki w galerii handlowej i stałam na sałatkach w restauracji na Malcie”
  • No to… Weź poczytaj jakieś przepisy. - złota rada Andrzeja, która w sumie miała trochę sensu, jednak nie na tyle, że uwierzyłam w to, że mogę już spokojnie być kucharzem.

Moje wszystkie rozterki nie miały już znaczenia. Znalazłam się na islandzkiej wiosce, gotując islandzkie jedzenie, w które wtajemniczył mnie człowiek o imieniu brzmiącym jak duńsko-niemiecki bohater fikcyjnej opowieści o płonących mieczach i gadającym baobabie.

Czasami nie wierzę w to co się dzieje, wychodzę i widzę dookoła góry i łąki bez końca. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam dokąd uciec (jakbym ewentualnie chciała) i wracam do garów.

Spełniam się piekąc ciasta i baraninę, i nadal, po miesiącu pracy, cieszę się jak debil, jak ktoś z gości przyjdzie i powie, że to było spoko żarcie.
Ale jaja.
A więc ten, warto pisać ładniej w CV.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz