czwartek, 11 maja 2017

Gdzie ja jestem?

Nie da się ukryć, że po tych dziewięciu miesiącach Malta spowszechniała nam do rangi Cigacic. Okazuje się, że nawet wśród palm bardzo łatwo można wpaść w tunel powietrzny Praca-Dom, z którego ciężko się wydostać. Codzienne problemy (np. nierówna opalenizna), które w sumie były do przewidzenia, dopadają nas od czasu do czasu odwracając nasze głowy od tego, że tu miało być inaczej, no bo palmy i ciepło.
Czy było warto?

Z perspektywy Niegdyś Studentki, która wyemigrowała z zadupia, by rozpocząć swoje dorosłe życie we Wrocławiu, pracując na umowę zlecenie za czasów, gdy powszechną stawką za godzinę pracy była zawrotna suma złotych aż sześciu, powoli rozpoczynając wieloletni proces awansowania w ujęciu społeczno-zawodowym i ciułając tak, by starczyło na czynsz i czesne – mogę powiedzieć, że na Malcie wcale nie żyje mi się gorzej, na przekór wszystkim znudzonym rodakom na wyspie. Najtrudniejsze to nie zapomnieć, że jestem w miejscu, na które kiedyś mogłam popatrzeć tylko na zdjęciach.


 Oprócz nierównej opalenizny i za krótkiego sezonu na truskawki, borykamy się również z innymi problemami. Np. ostatnio zapomnieliśmy, że praca i dom to nie są jedyne miejsca, w których się bywa...

Tak dawno nigdzie z Andrzejem nie byliśmy, że wybierając się w sobotę na statek czułam się, jakbym szła na dziewiczy rejs Titanica, posiadając bilet ze złotym napisem VIP, który jednocześnie upoważnia mnie do darmowej kolacji z miejscami tuż obok Roberta Planta i Brusa Łilisa. Jako jeden z gości specjalnych wygłoszę mowę zza diamentowego mikrofonu, zapowiadając samego Ogólnie Znanego Człowieka, którego domem jest pałac, rowerem jest koń a wanną jest basen. A jak wszyscy wiemy, na takiego typu dziewicze rejsy obowiązuje strój wieczorowy, bo inaczej nie wpuszczą, a że ja bardzo chcę wejść, to muszę wybrać z mojej szafy najlepszą opcję. Czyli czeka mnie decyzja miesiąca. Co założę zamiast nieśmiertelnego dresu? Czy będę sie w tym dobrze czuła? Czy w tamtym nie będzie mi za zimno? Czy to tamto jest odpowiednie na taką okazję? 
Już miałam robić zdjęcia i wysyłać Mamie prosząc o radę, ale ocknęłam się i przypomniałam sobie, że przecież idziemy na statek. Czyli że rozrywka.

  • a może zamieszkamy w Norwegii, zrobimy miliony hajsów, a niższą temperaturę będziemy wynagradzać sobie kupowaniem i robieniem rzeczy takich jak to, bo przecież będzie nas stać? – pytanie Andrzeja odwraca uwagę od starań, co by nie puścić hafta na kolejnym zakręcie, bo kierowca zapomniał, że ludzie to nie kartofle i że nic się złego nie stanie, jak dostosuje prędkość do warunków na drodze.
  • wiesz, że jak tam zamieszkamy, to przez brak słońca popadnę w depresję, a przez zimno nigdy nie wyjdę z domu? Po kilku tygodniach płaczu i gapienia się w sufit pójdę skoczyć z fiordu i tak się skończy moje pierwsze i ostatnie wyjście w norweską naturę.
  • to co, jedziemy? – Andrzej jakby nie słyszał (?) moich rozterek.


Docieramy do statku, który powiedział, że nie płynie, bo nie ma ludzi. Więc poszliśmy na browara.
Zajmujemy drewnianą ławkę na starannie odgrodzonych tzw. tyłach, w tle leci czilująca muzyka, siadam w słońcu, ściągam trampki, które już tyle ze mną przeszły, że niechcący zaczynam nadawać im cech ludzkich i opieram nogi o krzesło. Jest ciepło i przyjemnie, a chłodne piwo pomnaża to uczucie. Zapominam o Cigacicach, wąskich chodnikach, Polakach na Malcie, trąbie powietrznej Praca-Dom, Norwegii, depresji, płaczu, skakaniu z fiordów, niepłynących statkach i rzyganiu w autobusie.
Smażę się bezczelnie w ten kwietniowy dzień, przypominając sobie, gdzie jestem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz