“Lubię święta” - pomyślałam. Szaleństwo trochę, bo ja przecież za świętami to raczej nie-e. Nawet nie wiem czemu. Już pomijam to, że od małego widziałam, jak mama 2 tygodnie przed godziną 0 przeistacza się w komandosa, czy innego zadaniowca, i walczy z czasem na zmianę gotując i sprzątając, by móc potem 2 dni poleżeć. I po świętach.
We Wrocławiu było jeszcze gorzej.