poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Policja, pieniądze i ofiary śmiertelne, czyli podróż w fiordy

Koleś o niebezpiecznie brzmiącym imieniu podrzuca mi pod nogi w pół zamarznięte połowy barana, mówiąc “pokrój to” z większą lekkością niż “dzień dobry” albo “poproszę szklankę zimnego piwa”, jakbym była znanym na Islandii rozkrajaczem niewinnych, martwych zwierząt na części o profesjonalnych nazwach typu żeberka. No i on rzuca tym mięsem, a ja potem rzucam słowiańskie słowa na k i p, które prawie każdy nawet Niepolak zna, czemu w sumie nie ma się co dziwić, bo jakie inne słowa lepiej wyrażą i rozładują frustrację, np. w sytuacji, gdy okazuje się, że zwykły nóż kuchenny wcale nie radzi sobię z przekrajaniem takich randomowych rzeczy jak żebra albo kręgosłupy. 

No i on przyjeżdża i rzuca tym mięsem, a ja biere i kroje, kreatywnie używając do tego różnych mało kuchennie brzmiących narzędzi (jak np. młotek), levelując w niebezpiecznie zapowiadającej się czynności. Kiedy już zaczęłam marzyć o posiadaniu rękawiczki wyglądającej jak zbroja głównego bohatera z serialu o Wikingach, a po wejściu na mojego youtuba można zobaczyć takie podpowiedzi jak How to prepare a double loin of Scotch Lamb into rib and lumber sections, to może oznaczać, że mój work life balance został zaburzony.
Nie ma co ukrywać, zdziczałam. Po dwóch miesiącach życia na jednym z islandzkich pól, bez żadnej nie napędzanej ludzką siłą machiny, typu auto, można zdziczeć. Ludzie myślą o, zajebioza, odpoczniesz. Ale nie odpocznę, bo pracuję, a skoro pracuję, to chociaż na jakiś szoping sobie pójdę, myślę, w nagrodę, żeby się udobruchać, powiedzieć no brawo, piękny miesiąc pracy, kup sobie coś ładnego. ALE nie, to nie ten czas, bo jeszcze auta nie mam a do najbliższego bonusa (ichnia wersja biedronki) mam 7 km. Tzn niby dostaliśmy auto od islandzkich ludzi, którzy potocznie nazywają je Sziti Karem. Pomijając niedomykające się drzwi od strony kierowcy, dość mocne pęknięcie na przedniej szybie i mocno świecące kontrolki niewiadomego znaczenia, które mogą podświadomie wywoływać pewien rodzaj niepewności i napięcia, to nie wiem czemu tak go nazywają, bo przejechaliśmy nim już całkiem spory kawałek Islandii. Tak czy inaczej, Sziti Kar nie daje mi w ogóle wolności, tzn daje, ale tylko w godzinach, które należą do obu stref czasowych jednocześnie: PoPracyAndrzeja oraz PoMojejPracy, czyli jakoś między 22 a 6 rano mogę jeździć sobie do woli, co w kwestii szopingu niewiele zmienia, wiadomo.
Chyba po tym, jak ostatnio w geście szaleństwa założyłam kolczyki i zastanawiałam się, czy mogę tak wystrojona pójść do pracy, Andrzej stwierdził, że zabierze mnie do Netto. A tam szał produktów, wszystko w idealnym porządku na półkach, nowe i nie otwarte, czeka aż wybiorę i wypróbuję! Nie wiedziałam za co się najpierw zabrać, który dział spenetrować najpierw, skład którego produktu przeczytać, polskie ogórki w słoiku serio? O żesz w mordę jakie piękne skarpety!
Jak wydałam z siebie nieznany mi wcześniej okrzyk radości na widok przeceny kuchennego minutnika w kształcie króliczka, to wiedziałam, że Andrzej nie prędko zabierze mnie kolejny raz do netto. W sumie jestem w stanie go zrozumieć.
A więc mój Luby już mnie nie zabiera do marketu,a ja w ramach rozrywki czytam na fejsbuku, co i gdzie sobie dziewczynki kupują. Każdy na pewno spodziewa się, że za chwilę mocno mi odbije, czego preludium można zauważyć w chęci zafarbowania się na jebitny czerwony.
Na szczęście na ratunek przybyły nam moje 4 dni wolnego, a więc wycieczka!


Dzień, kiedy nieświadomy komar siada w strategicznym miejscu na szybie, uniemożliwiając Ci doświadczania większości bodźców wzrokowych, przez co niechybnie ginie z andrzejowej ręki pozostawiając po sobie krwawe komarze zwłoki w kształcie uśmiechniętej twarzy Łoltera Łajta (ten kapelusz wszędzie rozpoznam), musi być dobrym dniem, zwiastującym pomyślność. Już nawet nie o to chodzi, że jest o jednego skurwielka mniej, więc nic nie będzie rzęziło nad uchem akurat wtedy, gdy spoczniesz w pozycji ostatecznej, kiedy to nawet najmniejszy ruch powoduje zburzenie tego misternego procesu układania się do snu. Ale cóż innego może oznaczać namalowany krwią uśmiech na szybie? Teraz, po fakcie, już mniej więcej wiem.
Sypnęła się lawina nieszczęść, jakby Andrzej skosił najważniejszą postać islandzkiej fauny. Biorąc to pod uwagę, na pewno nikt się nie zdziwi, jak powiem, że w następstwie komarowej śmierci zgarnęła nas policja. Z perspektywy czasu uważam, że Andrzej chciał zostać złapany. Żeby ktoś go ukarał za to zło, które uczynił, kierując swoją rozpędzoną dłoń w stronę tego owada. Za przelaną krew, za ofiarę, która bezczelnie uśmiechała się do niego z szyby, dokładnie na wysokości jego oczu, nie dając odpocząć jego wyrzutom sumienia. Ważyły one jakieś 26 km/h więcej niż powinny, co odpowiednie służby szybko wychwyciły. Andrzej z niewyjaśnioną ulgą wysiadł z Sziti karu by wsiąść do Białego Auta Rozgrzeszenia, które oczywiście zostało mu udzielone, w cenie 37500 koron, czyli cenie używanej dużej lodówki w bardzo dobrym stanie, z zamrażarką na 3 szuflady. 
Oczywiście, że przez głowę przeszło nam wbiec do auta i uciekać. Rozpędzić się w sekundę do prędkości światła, przeskakiwać potencjalne przeszkody, unikać strzał z Białego Auta Rozgrzeszenia by zgubić je za pierwszą górą. Ale jakoś ogarnęliśmy emocje. Tzn ja. Andrzej po prostu wyciągnął portfel i zaczął rozmawiać z Rozgrzeszającym o planach na przyszłe życie w Islandii, jakby właśnie spotkał kumpla z dawnych lat.
Po uwolnieniu andrzejowych wyrzutów sumienia i umyciu czytnikiem do kart splamionych krwią rąk, mogliśmy w końcu kontynuować podróż w fiordy, co kosztowało przyrodę kolejne życie, tym razem ptasie.
Musicie coś wiedzieć o tutejszych ptakach. I owcach. Zawsze uciekają w złą stronę. Jedziesz sobie jak gdyby nigdy nic, owce/ptaki niepotrzebne skreślić stoją sobie na poboczu tak jak zwykły to robić i NAGLE w ciągu ułamku sekundy czują oszałamiające zagrożenie ich życia, mimo, że sytuacja nie cechuje się dużą zmiennością wydarzeń, więc postanawiają biec. Zazwyczaj przez drogę, w przypadku owcy. Ptaki lubią natomiast wzbić się delikatnie, zrobić piękny piruet, wylądować a potem dopiero uciekać, jakby gdzieś skądś zawsze patrzyła komisja oceniająca i nagradzająca najładniej uciekające ptaki. No i stało się, jebło coś, a ja już kątem oka szukałam Białego Auta Rozgrzeszenia. Takowego akurat nie było, dając nam szansę na wydanie tych pieniędzy np. na 37 par butów po promocji, co powinno wystarczyć nam do końca życia. Co za to było, to przeszywająca cisza w aucie, którą rozdzierał krzyk duszy Andrzeja. Ostatni raz poczułam taką grozę, słysząc jak 10-letni andrzejowy brat nuci Hello darkness my old friend, w piękny słoneczny, czerwcowy poranek, a więc sytuacja mało depresyjna i nie zapowiadająca nijak, że ktokolwiek będzie śpiewał coś tego kalibru, tym bardziej mając na karku całe grube 10 lat życia.
Na szczęście udało nam się przejść ponad tym i przebyć pozostałe 500 km bez zabijania i uciszania wyrzutów sumienia pieniędzmi, a najpoważniejszym problemem nie były już kwestie moralne, tylko takie przyziemnie miłe, typu gdzie zaparkować, żeby móc spokojnie przekimać się w samochodzie bez strachu o Białe Auta Rozgrzeszenia, wlepiające nam kolejne mandaty, albo zagubionych morderców, szukających łatwych celów jakimi mogą być śpiący w aucie turyści, co wbrew pozorom nie było dla nas łatwym zadaniem. To za blisko drogi lepiej nie, to za dużo kamieni nie mamy koła nie wjeżdżaj, to za duży uskok nie mamy koła nie wjeżdżaj, to za blisko wody a jak będzie przypływ i się utopimy, to za blisko ogrodzenia przyjdzie właściciel i się wkurwi, to za daleko od miasta nikt nie będzie słyszał naszych krzyków, to za blisko miasta jak to tak na widoku.

Oprócz wspomnianej policji, kupy hajsu, koniecznych poniesionych ofiarach i kwalifikacji randomowych miejsc jako spoko opcja na nocleg, wycieczka cechowała się jeszcze różnorodnością krajobrazu, o których nie będę pisać, bo nie ma sensu, więc oficjalnie przepraszam wszystkich, których sensacyjna część naszej podróży nie interesowała, a czytali to wszystko tylko po to, żeby ogarnąć czy/jak Islandia jest ładna.*



*Tak, jest ładna.






1 komentarz: