poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Policja, pieniądze i ofiary śmiertelne, czyli podróż w fiordy

Koleś o niebezpiecznie brzmiącym imieniu podrzuca mi pod nogi w pół zamarznięte połowy barana, mówiąc “pokrój to” z większą lekkością niż “dzień dobry” albo “poproszę szklankę zimnego piwa”, jakbym była znanym na Islandii rozkrajaczem niewinnych, martwych zwierząt na części o profesjonalnych nazwach typu żeberka. No i on rzuca tym mięsem, a ja potem rzucam słowiańskie słowa na k i p, które prawie każdy nawet Niepolak zna, czemu w sumie nie ma się co dziwić, bo jakie inne słowa lepiej wyrażą i rozładują frustrację, np. w sytuacji, gdy okazuje się, że zwykły nóż kuchenny wcale nie radzi sobię z przekrajaniem takich randomowych rzeczy jak żebra albo kręgosłupy.