czwartek, 20 października 2016

Malta vs. Hiszpania

Wylądowałam 21. lipca. A razem ze mną kilkadziesiąt innych osób.
Ledwo wyszłam z samolotu a już nie wiedziałam gdzie się schować przed słońcem.
Trzeba teraz ogarnąć autobus do Sliemy, zostawić toboły i biec poleżeć. Na plaży.


Dawno nie widziałam tak długiej kolejki jak do jednej budki na lotnisku. Jestem pewna, że ci bliżej początku tak długo tam stali, że zapomnieli już, po co to robią. Dobrze, że nad budką wisi wielka literka i.

Jakby kiedykolwiek przyszło Wam do głowy stać w tej kolejce, to nie róbcie tego. Chyba, że i po maltańsku to mięso. A w budce dają darmową kiełbasę, wtedy ok. W sumie wcale nie byłoby to zaskakujące, biorąc pod uwagę, że X czyta się u nich jak SZ. Czy to nie dziwne? Jeśli ktoś widzi x i mówi sz, to równie dobrze może widzieć i i iść po kiełbasę.
Ale jak chcecie faktycznie dowiedzieć się czegoś np. o kursujących autobusach, to trochę dalej siedzą panie, które chętnie i bez czekania udzieliły nam pomocy.


Podróż autobusem też była dosyć ciekawa. Już prawie miałam krzyczeć gdy zobaczyłam, jak on wjeżdża na rondo. Przypomniały mi się wszystkie filmiki z kursów na prawo jazdy, jak ludzie wjeżdżali na ronda pod prąd. Tutaj jest to wina ruchu lewostronnego, o którym zupełnie zapomniałam. Do tego dochodzi temperament kierowcy, który sądząc po prędkości, chyba bardzo się spieszył. Jeśli w ogóle musiał hamować, to robił to bardzo spontanicznie, jakby wiózł ziemniaki zamiast ludzi.
Mimo wszystko bardzo rozczuliła mnie jedna scena, która spowodowała, że pierwszy raz pomyślałam: ludzie na Malcie są spoko.


Wchodzi do autobusu dziewczyna. Taka zagubiona, pewnie turystka. Przejeżdża parę przystanków, żeby wysiąść gdzieś na jakimś zadupiu. Gdzie nie było nic. Mimo, że dziewczyna wysiadła, to kierowca nie odjeżdża. Chyba widział, że ona nietutejsza, więc wychodzi i pyta, czy wszystko ok.
Piękne, prawda?
Ocierając łzy wzruszenia, przypomniała mi się sytuacja z Hiszpanii, gdzie ludzie wydawali się być równie pomocni, jednak niestety nie każdy, a raczej mało kto umiał angielski.
Stoimy ja i Andrzej z mapą. Pośród domków jednorodzinnych. Chcieliśmy się z nich wydostać by móc coś zjeść, jednak mapa jak narazie mało nam w tym pomagała. Nagle w naszym zasięgu pojawił się On. Zmęczony życiem, troszkę przybrudzony, z malutką wymiętoloną reklamówka w dłoni. Podchodzi i nieśmiało pyta:
  • … can you help ?
  • … sorry? - odpowiedział Andrzej po minucie grubej rozkminy, o co chodzi. Niby mogliśmy się domyśleć, że On chciał pomóc nam z mapą, jednak zmyliło nas to, że sam wyglądał, jakby potrzebował pomocy.
  • can… can you … help? - powtarza niestrudzenie On. A my nadal nie wiemy czy my jemu, czy on nam.


Po chwili razem z Andrzejem zaczęli machać rękami w geście dodatkowego języka, który jak się okazuje każdy zna, bo nagle się dogadali. Niewiarygodne.


Wspomniana podróż do Hiszpanii jest moim jedynym punktem odniesienia, jeśli chciałabym porównać Maltę do innej równie “egzotycznej” zagranicy.
Oto moje dotychczasowe podsumowanie:
  1. Na maltańskich chodnikach jest trochę mniej psich kup niż w Hiszpanii - może to kwestia tego, że nie mieszkaliśmy w samym centrum Barcelony, nie wiem. Wiem jednak, że możemy z Andrzejem brać udział w zawodach na bieg z przeszkodami, rozlokowanymi w przeróżnych miejscach. Praca stóp jak podczas zaawansowanej gry w klasy za czasów dzieciństwa - tak wyglądał nasz każdy bieg na metro. Ominąć wszystkie kupy zdołał tylko najlepszy.
  2. W kwietniu w Barcelonie jest drożej niż w pełnym rozkwicie sezonu turystycznego na Malcie - czy odkryłam tym Amerykę?
  3. Wybrzeże Costa Brava ma piękną bujną zieleń + piękną czystą wodę. Malta ma tylko to drugie. - nie spodziewałam się, że na widok zielonej trawy będę szarpać Andrzeja za ubrania i krzyczeć pokazując palcem w przestrzeń, jakbym właśnie znalazła Złoty Pociąg III Rzeszy: Andrzej PATRZ tam! TAM JEST!


Wracając do naszej podróży do Sliemy, oczywiście wysiedliśmy w złym miejscu, więc postanowiliśmy tachać nasze 20 kg życia + jeszcze parę kilo życia podręcznego przez całą drogę w 33 stopniowym upale. Malta niby mała, ale weź wejdź pod górkę, których wszędzie tu pełno. Jak dzisiaj patrzę na tą trasę, to jestem pełna podziwu - jeśli chcecie wzmocnić kondycję to jak najbardziej polecam, jednak dla informacji: z St. Julians do Sliemy jeżdżą autobusy.


GPS pod postacią mózgu i intuicji Andrzeja doprowadził nas prawie bezbłędnie do hotelu, w którym mieliśmy spędzić aż jedną noc.
Oczywiście każdy ma swoje priorytety. My nad szukanie noclegu na kolejne dni przełożyliśmy pójście na plażę.



A po drodze pierwszy ślad Polaków na Malcie:





Malta vs. Hiszpania




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz