piątek, 14 października 2016

20 kg życia w jednej walizce (przeprowadzka)

Jest kilka dziwnych rzeczy, które zawsze chciałam zrobić. Winą za ich istnienie w mojej głowie obarczam głupie filmy, których się naoglądałam. Coś typu: idzie on, potem idzie ona, w to samo miejsce gdzie on, on poznaje ją, nie lubią się bardzo, jednak film kończy się ich ślubem.
Albo: jest sala, a w niej dużo ludzi i jeden problem, z którym nikt nie umie sobie poradzić. Na szczęście do pokoju wchodzi randomowy człowiek, rozwiązując wszystko.

Inna sytuacja: kolejny albo nawet ten sam randomowy człowiek jest tylko biednym przynieśpodajpozamiataj, który albo dowiaduje się, że jest synem króla czegokolwiek, albo zakochuje się w kimś z okładki modnego czasopisma. Ta sytuacja kończy się oczywiście tak samo jak sytuacja pierwsza.


Te dziwne rzeczy, na które podświadomie czekam, to coś takiego jak np.:


  1. Wchodzę do kasyna w długiej, błyszczącej sukience, pewnym krokiem podchodzę do ruletki i mówię: wszystko na czarne.;
  2. Dzwoni telefon, którego nie chcę odbierać. Ale zamiast go zostawić (“a niech dzwoni”), odbieram i udaję pocztę głosową, oczywiście w taki sposób, że każdy się nabiera;
  3. Staję w progu pustego mieszkania, z którego wyprowadzam się po wielu latach, z zadumą wzdycham, gaszę światło i wychodzę.


Ostatni punkt udało mi się z tej listy odhaczyć. Co prawda żegnałam skromny pokój, a nie całe mieszkanie. I co prawda nie było tych lat tak wiele, zaokrąglijmy do 5. Ale tak, pokój był pusty, a ja westchnęłam i wyszłam.


Dobrze mi się tam mieszkało.
Jakie kryteria postanowiłam obrać przy uściślaniu, czy/jak dobrze mi się tam mieszkało?


Np. to, ile razy niezadowolony sąsiad zapukał do mych drzwi grożąc policją.
Zostało zorganizowanych tu kilka większych imprez, tego typu, które łatwo wymykają się spod kontroli, głównie przez ilość pijanych ludzi zamkniętych w małym pomieszczeniu. Jednak sąsiedzi pierwszy raz zapukali, gdy przyjechał do mnie mój brat (więc to jego obwiniam). Drugi raz całkiem niedawno, gdy 3 miesiące po wprowadzeniu się nowego lokatora postanowiliśmy zrobić wieczorek integracyjny. Uznaję to za jakąś pomyłkę, byliśmy przecież tylko w trzy osoby. I żadne wino, wódka czy głośna muzyka tego nie nadrobią (?) .


Były jeszcze trzy inne sytuacje ingerencji.


Sytuacja nr 1.
Niedziela rano. Śpię. Nagle ktoś zaczyna walić w drzwi, krzycząc “wiem, że tam jesteś!!!! Otwieraj!!!!” -szarpie za klamkę- “dzwonię na policję, otwieeeraaaj!!!”. No dobra, kto z Was by w takiej sytuacji otworzył?
Właśnie, ja też nie otworzyłam. Próbowałam sobie przypomnieć, czy jest coś czym mogłabym zeszłego wieczora tak zdenerwować człowieka. Do dziś nie wiem co się stało.


Sytuacja nr. 2.
Dzwoni dzwonek do drzwi. Patrzę przez wizjer: jakiś koleś. Nie znam, więc otwieram.
Koleś okazał się być sąsiadem mieszkającym dwa piętra pode mną. W tej samej sekundzie jak otworzyłam drzwi, wchodzi do mieszkania jak do swojego, staje w kuchni i mówi “tak myślałem. To wasza instalacja. To przez waszą instalację śmierdzi w mojej kuchni”.
Wydawało mi się, że to ja nie umiem nawiązywać kontaktów, ale on chyba wygrał.


Sytuacja nr. 3.
Ta trochę odbiega od reszty, bo ingerencja nie dotyczyła naszego mieszkania bezpośrednio. Wychodzę na półpiętro, by niewinnie zapalić sobie papieroska. Niestety przyszłam nie w porę, bo właśnie ktoś tam sobie drzemał. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, każdy przecież ma prawo się zmęczyć i należy mu się w takiej chwili regeneracja. Jednak ten ktoś tak bardzo śmierdział, że miałam wrażenie, że zmienia skład atmosfery na zawsze. Musiałam więc zainterweniować, mówiąc do Pana Żula:
  • hej, tu się nie śpi. Niech pan na dwór idzie, ciepło jest. - mówię, na co Pan Żul powoli podnosi się, bierze swoją cenną reklamówkę i odwraca się w moją stronę
  • poczęstuje pani papieroskiem? - pyta jak gdyby nigdy nic, a ja właśnie zauważam, że Pan Żul jest tak naprawdę Panią Żulicą. Przez chwilę zrobiło mi się głupio, że pomyliłam ją z nim, jednak ostudzam emocje i powtarzam żądania.
Pani Żulica na szczęście nie wdaje się w dyskusje i bez słowa zaczyna schodzić po schodach.


Dlaczego skacowany bezdomny idzie po schodach z 10 pietra? Każdy normalny człowiek pojechałby windą.
Ta myśl wzbudziła we mnie podejrzenia, więc idę za nią. W tej samej sekundzie słyszę szum. Strumień czegoś, pod ciśnieniem. Okazało się, że Pani Żulica swobodnie załatwiała swoją potrzebę pod drzwiami sąsiada.
Jakie miała argumenty?
Że jej się chciało. Że ona na moim miejscu to by do domu do toalety zaprosiła. I że jak chcę to mam sobie na policję zadzwonić. I nie zawracać jej dupy.


Kolejne kryterium oceny mieszkania to kontakt z właścicielem. Nasz był bardzo luźny. Prawie go nie widywałam, jednak gdy była taka potrzeba, to przyjeżdżał. No dobra, może na początku. Z czasem zaczęło mu się nie chcieć, więc pozwolił mi wziąć największy pokój i liczył na to, że zacznę ogarniać rzeczy za niego. Np. poszukać nowych współlokatorów - kolejne kryterium oceny mieszkania.
Erę współlokatorów dzielę na dwa etapy: jak szukał właściciel i jak szukałam ja.
Właściciel znalazł nam np. dwie dziewczyny, które o 6 rano były już w toalecie, żeby zdążyć zrobić makijaż na 9 na zajęcia. Kiedyś znalazłam schabowego pod szafką w łazience i zastanawiałam się, JAK, ale w sumie ja też bym nie wytrzymała tyle czasu bez jedzenia.


Przy szukaniu współlokatorów podeszłam do zadania ambicjonalnie, pisząc eseje zamiast ogłoszeń ( np. takie albo takie). Zaczęłam dostawać głuche telefony z dyszeniem w tle, smsy z propozycjami randek i wiadomości karmiące ego poprzez pochwałę mojej amatorskiej twórczości. Okazuje się, że ludzie faktycznie to czytali, a nawet chcieli tu zamieszkać. Poznałam dzięki temu fajne, ciekawe osoby, niektóre z nich już dawno tu nie mieszkają, aktualnych teraz ja zostawiam.


20.07.2016
Żegnam pusty pokój, gaszę światło i po raz ostatni zamykam drzwi.
Tacham ostatni worek z rzeczami i zmierzam do Andrzeja, by wypełnić nasz ostatni obowiązek w związku z wyjazdem, czyli skompresować całe życie do 20sto kilogramowego bagażu.


Jutro lecę na Maltę, a ja jeszcze nie spakowana!




 Przeprowadzka na Maltę








2 komentarze:

  1. Ej... jak się pakowałaś, nie wpadły Ci w oko czarne spodenki z nr 13? Jesli umyłaś nimi podłogę, albo dałaś jakiemuś niespełnionemu piłkarsko Panu Żulowi to też napisz. Męczy mnie to, że nie mogę ich nigdzie znaleźć... Nie wiem co się z nimi stało! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć, że oczywiście widziałam je i oddałam niespełnionemu Żulowi.
      Mam nadzieję, że pomogłam i już Cię nic nie męczy :p

      Usuń