czwartek, 1 grudnia 2016

Konto w banku a prawo Murphiego

Każdy ma na swojej plejliście piosenkę, za którą czuje, że musi przepraszać gdy nieoczekiwanie ktoś znajomy ją odkryje. Lub nieznajomy. Ogólnie żal i wstyd, ale jednak coś się dzieje, że noga Ci przy niej lata, więc wrzucasz ją gdzieś by mieć pod ręką. Na plejliste. Ja sobie też taką prowizoryczną zrobiłam, by jakoś urozmaicić sobie codzienne podróże do pracy. I również mam na niej piosenkę “proszę schowaj się w szafie i nie wychodź dopóki wszyscy, którzy byli tego świadkiem, nie umrą”. Gdy zaczyna mi ona lecieć w słuchawkach, ściągam je, mimo, że robiłam to już 12 razy w ciągu ostatnich 30 minut, by upewnić się, że reszta autobusu nie słyszy tego połączenia chamskiej techniawy i bałkańskiego disco polo.

Jakiś taki dziwny lęk przed ośmieszeniem się i osądem innych. A przecież niechciane rzeczy dzieją się i to zazwyczaj wtedy, kiedy sytuacja staje się bardziej poważna.

Kiedyś było to “uważaj, pani patrzy”, potem level powagi zaczął rosnąć. Np. losowanie tematu na maturze, egzamin na prawo jazdy, dojazd na egzaminy na studiach, rozmowę kwalifikacyjną, załatwianie rzeczy w banku. Prawo Murphiego tylko czeka na takie sytuacje, by w końcu móc zaistnieć i zdenerwować ze zdwojoną siłą. Żeby sprawdzić, jak długo będziesz płakać, gdy wylosujesz temat o katastrofie nuklearnej, globalnym ociepleniu i nowinkach technologicznych. Po jakim czasie wysiądziesz z auta podczas egzaminu, gdy sygnalizacje świetlne przestają działać a jedyne co widzisz dookoła to śnieg, grad i panika wśród przechodniów na taką skalę, jakbyś właśnie przez przypadek brał udział w statystowaniu do trailera filmu o zagładzie świata. Jakiego przekleństwa użyjesz gdy autobus, który od kilku lat przyjeżdżał punktualnie, w dniu egzaminów albo rozmowy kwalifikacyjnej oczywiście nie przyjedzie, albo przyjedzie zaraz po tym jak Ty postanowisz iść dalej pieszo mając nadzieję na to, że zaraz zza rogu wyjdzie Szymon Majewski z kwiatami i powie że to tylko taki kawał był.

W moim przypadku do źródeł ośmieszania się dochodzi średnia znajomość języka angielskiego. Zaczynając od lajtowych kwestii typu zapominanie podstawowych słówek podczas rozmowy o pracę typu “zmienić” albo “właściwości”, które oczywiście uderzają we mnie zaraz po tym jak zamknę za sobą drzwi firmy, kończąc na mniej lajtowych, typu nieokreślone pod względem celowości wspominanie o seksie pracownikowi banku.

Co trzeba zrobić, żeby założyć konto w banku na Malcie?
Podobno zależy to od tego, o czym sobie akurat przypomni pracownik. Na Malcie są dwa znaczące (w sensie największe) banki: HSBC i BOV. Ja byłam w tym drugim, bo był bliżej.
Bardzo miła dla Maltańczyków i niemiła dla obcokrajowców pani poinformowała mnie, że muszę jej przynieść:
podpisaną umowę o pracę,
oświadczenie pracodawcy, że faktycznie tam pracuję,
podpisaną umowę o wynajem mieszkania,
dowód tożsamości z miejscem zamieszkania, którego w nowych dowodach nie ma, a który oczywiście ja miałam, więc musiałam jeszcze donieść wyciąg bankowy z mojego polskiego banku.
Czuję, że jakbym postała tam chwilę dłużej to pewnie doszłoby parę rzeczy typu pozwolenie najbliższej rodziny o założenie konta w banku napisane w trzech językach, oświadczenie rodziców, że faktycznie zostałam urodzona i naprawdę nazywam się tak jak się nazywam, drzewo genealogiczne do 7. pokolenia i zeznania sąsiadów, jak dużo i na co wydaję pieniądze ich zdaniem.
Bardzo miła dla Maltańczyków i niemiła dla obcokrajowców pani wyznaczyła mi termin spotkania w sprawie założenia konta na… za 3 tygodnie.
Po trzech tygodniach pełna energii, wiary i potrzebnych dokumentów poszłam do banku na spotkanie. Ta sama niemiła pani co ostatnio kazała mi usiąść w jednym z boxów i czekać na Pana od Kont.
Pan od Kont przyszedł i zaczął zadawać mi pytania używając tonu policjanta, zajmującego się najgorszą robotą typu spisywanie ludzi za występki o niskim zagrożeniu jak sikanie na pomniki.
Szybko nam poszło przy wpisywaniu mojego imienia i nazwiska, schody zaczęły się, jak usłyszał, że moja mama ma na imię Wiesława. Zobaczyłam skupienie na jego twarzy, myślał nad każdą literą, ale udało mu się wpisać bezbłędnie. Poddał się, gdy dowiedział się skąd pochodzę.
  • Mee… what?
  • Międzyrzecz

Literowanie po angielsku zajmuje mi trochę więcej czasu niż bym tego chciała, bo w większości przypadków muszę lecieć alfabet od początku, by upewnić się, że i to aj a e to i. Pan od Kont musiał zauważyć moją niepewność, więc wykazując się zrozumieniem dla mojej ułomności językowej, pozwolił mi wpisać nazwę miejscowości do formularza. Chwilę później jego zrozumienie było wystawione na kolejna próbę. Pan od Kont przyniósł takie małe coś, co generuje klucze potrzebne do logowania się na konto przez stronę internetową. Chciał wyjaśnić mi, jak tego używać, więc zaczął wydawać instrukcje typu: a teraz wciśnij 1. Na ekranie pojawił się kod, który miałam mu przeczytać
  • … one sex - wypowiadam, po czym podnoszę głowę patrząc się na niego z poważną miną i czekając na dalsze instrukcje, czując się jak Angelina Jolie, która właśnie próbuje odgadnąć szyfr do sejfu z ładunkiem wybuchowym potrzebnym do rozsadzenia jedynego mostu łączącego złą krainę z dobrą. Ale zauważam jego półuśmiech i rumieniec na twarzy ze wzrokiem wbitym gdzieś w kierunku butów czy też klawiatury. Zdaję sobie sprawę z tego, co właśnie mu zaproponowałam, więc szybko się poprawiam:
  • yyyy six! One six.

Na koniec, gdy niezręczność powoli mijała, Pan od Kont postanowił zrobić mi kolejny test i kichnął, na co ja odpowiedziałam pogodnym “cheers”, dając mu tym samym możliwość opowiadania anegdotek wśród znajomych o tym, że Polacy to tylko o alkoholu i seksie, nawet w banku.





konto w banku, seks i alkohol





2 komentarze:

  1. Bałkańskie disco-techno-polo brzmi ciekawie, można prosić o link? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy to nie powie o mnie za wiele... :D

      Usuń